9 grudnia 2019 r. zawalił mu się świat. Jednej nocy zginął jego syn, synowa i malutki wnuczek. Do okrutnej zbrodni przyznał się starszy wnuk, Marceli, osiemnastoletni mieszkaniec Ząbkowic Śląskich. Od roku dziadek nie widział wnuka. Czy mu wybaczył? O tym z Józefem Cisakiem rozmawia Karolina Marcińczyk.
* Bardzo dziękuję, za to, że Pan się zgodził porozmawiać, szczególnie w tak trudnym czasie. Mieliśmy Wszystkich Świętych, przed nami rocznica śmierci Pana najbliższych…
- Wyroki boskie są niezmierzone… Zacznę od tego, że ja miałem wypadek, kiedyś, i zabiłem ja człowieka, dlatego chciałem do tego nawiązać. Los tak sprawia, że na kogo możemy to zwalić? Tylko na Najwyższego. Stało się (szloch; wyciąga chusteczkę - przyp. red.). Ja się przygotowałem do lamentu… Chcę zwierzyć się ze swoich przeżyć. To jest los. Na skróty powiem, jak doszło do wypadku. To było kilkadziesiąt lat temu. Jechałem samochodem, wyprzedzałem i zahaczyłem o samochód. Mężczyzna nim jadący zginął. Byłem u jego rodziny, a oni mówią: to nie pana wina. Ale to moja wina była. Dostałem za to wyrok w zawieszeniu. A teraz… Zemsta losu.
* Pan miał dwóch synów, tak?
- Tak, ze starszym teraz jestem, wrócił tu po tym zdarzeniu. Teraz z nim mieszkam. Żona umarła wcześniej na serce.
* Został Pan teraz z synem i wnukiem (starszym bratem Marcelego - przyp. red.)…
- Tak. Wnuk mówił mi, żebym nie szedł do redakcji, ale ja mu mówię, że to tak ważna sprawa. A nas było ośmioro w domu, tylko dwóch zostało - ja z bratem.
* Wybaczył Pan Marcelemu?
- To jest trudne. Nie wiem, jak mu w oczy spojrzę. Nie szukam teraz zemsty, broń Boże. To nasza domowa tragedia. To kara boska za mój wypadek. Nie taję absolutnie niczego, bo to by było niehonorowe.
* Ma Pan kontakt z Marcelim?
- Nie wolno mi. Jest postępowanie. Może bym do niego poszedł? Nie wiem. Ja go uważam za niewinnego, bo normalny człowiek by tego nie zrobił. Jak to można zrozumieć? Jak nie wiedział, co robi, to niewinny… Na mnie powinien przyjść czas już, za mój wypadek.
* Kiedy będzie sprawa w sądzie, będzie Pan na sali?
- Myślę, że tak. To sprawa rodzinna. Ja nie mogę nikogo obwiniać, zwłaszcza, że sam jestem winny. Wie Pani, ja pięćdziesięciu kamieniarzy zjeździłem, żeby znaleźć pomnik na cmentarz. On już stoi, pokażę Pani. Ja to z żalu zrobiłem, z rozpaczy.
* A gdzie Pan zostanie pochowany? Z żoną?
- To mi już wszystko jedno. A wie Pani, że to jakieś zrządzenie losu? Bo Tomek na miesiąc, na dwa miesiące przed śmiercią, zwierzył mi się, że chce wziąć mnie do siebie, do grobowca. Jakby wiedział, że umrze przede mną, ale skąd wiedział?
* Na pewno zadaje sobie Pan pytanie: Dlaczego? Znalazł Pan jakąś odpowiedź?
- To jest za trudne. Ja komuś też nieszczęście zrobiłem, ale to jest kara niewspółmierna.
* Na jaki wyrok Pan liczy?
- Nie dla mnie wyroki tworzyć. Nie wiem. Nie szukam zemsty, niech Pani to napisze. Wyrok jest od Najwyższego, z tym trzeba się pogodzić. Mnie tylko jest przykro.
* Dziękuję za rozmowę.
*Rozmowa została przeprowadzona w grudniu 2020 r.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.