reklama
reklama

Ząbkowice Śląskie. Uciekły od wojny, u nas czują się jak w domu

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Canva / ilustracyjne

Ząbkowice Śląskie. Uciekły od wojny, u nas czują się jak w domu - Zdjęcie główne

foto Canva / ilustracyjne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościOlena przyjechała do nas z Charkowa z córką i psem. Kobiety uciekały z objętego wojną Charkowa. Od ponad roku mieszkają w Ząbkowicach i świetnie się u nas czują. Olena postanowiła podziękować za naszym pośrednictwem za ciepłe przyjęcie.
reklama

Rosja na początku 2022 r. zaatakowała Ukrainę z trzech kierunków: od wschodu, południa i północy, licząc na szybkie pokonanie ukraińskiej armii i zajęcie strategicznych obszarów kraju. Jednak Ukraina nie poddała się bez walki i z pomocą sojuszników z NATO stawiała zacięty opór najeźdźcom. Wojna trwa już ponad rok i pochłonęła tysiące ofiar, zarówno wojskowych, jak i cywilnych. Wiele miast i wiosek zostało zniszczonych lub zdewastowanych przez rosyjskie bomby i pociski. Sytuacja humanitarna jest dramatyczna, a ludzie żyją w strachu i niedostatku.

10 milionów istnień

Jak podają dane Straży Granicznej, od początku wojny z Rosją do Polski przyjechało ponad 10 milionów Ukraińców, uciekając przed zagrożeniem życia i przemocą. Większość z nich to kobiety i dzieci, które szukają schronienia i pomocy.

reklama

13 miesięcy temu, 13 marca, zaczęła się nasza historia, historia dwóch Ukrainek z wielkiej metropolii Charkowa, intelektualnej stolicy Ukrainy, miasta uniwersytetów i studentów, miasta, które od pierwszych minut wojny zaczęło być bombardowane, bo to żelbetowe miasto nie miało szczęścia do sąsiada
- mówi Olena Guzevata.

Nasza rozmówczyni dodaje: Ten sąsiad to imperium zła, które przyniosło zniszczenie i zmusiło miliony mieszkańców do szukania schronienia w innych miastach i krajach.  Kiedy obok naszego wejścia eksplodował pocisk, a okna w naszym mieszkaniu zostały wybite, a pod domem przebiegała nieprzyjacielska piechota, podjęłam bardzo trudną decyzję o próbie ucieczki, udaniu się na stację pod ciągłym ostrzałem, opuszczeniu moich rodzinnych murów, mojego rodzinnego miasta.  Nie wiedziałyśmy, czy uda nam się uratować, ale ryzyko, że nic nie zrobimy, było większe.

reklama

Charków to drugie co do wielkości miasto na Ukrainie, położone na północnym wschodzie kraju. Miasto ma bogatą historię i kulturę, a także jest ważnym ośrodkiem przemysłowym i naukowym. Charków słynie z pięknej architektury socrealistycznej, zabytkowych cerkwi i katedr, a także z licznych parków i muzeów. Charków to miasto, które mocno ucierpiało w wyniku wojny z Rosją. Zniszczenia wojenne są widoczne na każdym kroku. Wiele budynków mieszkalnych, szpitali, szkół i innych obiektów zostało zbombardowanych lub ostrzelanych. Niektóre dzielnice są teraz prawie opustoszałe.

Więc biorąc psa na ręce, z naszą córką, studentką, z pospiesznie spakowaną walizką, do której wrzuciłyśmy dokumenty, pojechałyśmy na stację pod ostrzałem i wybuchami - mówi Olena. Ale na stacji tysiące ludzi szturmowało pociągi.  Dzień później udało nam się już tylko wsiąść do pociągu, który jednak nie dowiózł nas do granicy.  Pojechałyśmy na południe, był to był jedyny wolny kierunek.  Po dwóch tygodniach, z pomocą wolontariuszy, udało nam się wsiąść do pociągu, który ostatecznie zawiózł nas na zachód Ukrainy. To było dla nas ważne, żeby dostać się do Polski, bo czekała tu na nas moja koleżanka, która zaprosiła nas do siebie.  Agnieszka Rabenda uratowała mnie już raz pół roku przed wojną, kiedy złamałam nogę.  A teraz, widząc na Facebooku, jaka tragedia panuje w Charkowie, po raz kolejny wyciągnęła pomocną dłoń - dodaje.

reklama

Olena Guzevata poznała Agnieszkę Rabendę na wakacjach w Bułgarii. Od tego czasu panie były w kontakcie. Córka Oleny, Maria, studiuje informatykę. Na szczęście nie musiała rzucić studiów - kontynuuje je zdalnie.

Szczęśliwy finał

Po 17 dniach tułaczki Ukrainki dotarły do Ząbkowic. Rozpoczęło się życie w innym kraju. Długo budziłyśmy się w nocy ze strachu, aż umysł przyzwyczaił się do bezpieczeństwa. Stało się jasne, że aby przeżyć, trzeba od razu szukać pracy - mówi Olena.

Poszłam do dyrektora Szkoły Podstawowej nr 1, ponieważ z wykształcenia jestem nauczycielem historii, języka ukraińskiego i literatury oraz pedagogiem specjalnym, mogę pracować z dziećmi ze specjalnymi potrzebami. I znowu życzliwa pomocna dłoń burmistrza Marcina Orzeszka, dyrektora szkoły Andrzeja Popławskiego. Najpierw byłam zarejestrowana w urzędzie pracy na 3 miesiące, latem pracowałam na półkolonii, a 1 września zostałam przyjęta do pracy na umowę o pracę jako nauczycielka w przedszkolu. Jestem filologiem, historykiem, defektologiem (specjalistą, który pomaga dzieciom niepełnosprawnym umysłowo i fizycznie przystosować się do społeczeństwa -  przyp. red.), który pracował ze studentami uczelni sportowej w Charkowie - dodaje.

reklama

Jak mówi nam Olena, języka polskiego uczyła się od dzieci. A one jak gąbki chłonęły ze mnie wiedzę o ukraińskiej historii, kulturze, tradycji i języku ukraińskim - podkreśla. Wykonujemy wszelkiego rodzaju prace manualne, odrabiamy lekcje, gramy w gry, zarówno polskie jak i ukraińskie. Nigdy nie będziemy smutni. I cieszę się, kiedy dzieci mówią swoim rodzicom, żeby jako zabierali je ze świetlicy jako ostatnie, bo chcą tam być do końca! To dla mnie obecnie najlepsza nagroda - dodaje.

Szczęście w nowym kraju przenika się z niepokojem i smutkiem z powodu tego, co dzieje się w Ukrainie.

Wojna trwa już drugi rok. Okrutny, cyniczny, bezprzyczynowy atak, który codziennie odbiera życie prawdziwym mężczyznom, młodym bohaterom ukraińskiej ziemi. Odbiera życie dzieciom, cywilom, niszczy losy rodziny, czyni dzieci sierotami. Tak, ja też zostałam sama z córką. I chcę z głębi serca serdecznie podziękować wszystkim zwykłym Polakom, którzy na co dzień pomagają Ukraińcom, podziękować prezydentowi Andrzejowi Dudzie i rządowi, podziękować mieszkańcom Ząbkowic, którzy stali się naszą druga rodziną, pomogli nam znaleźć pracę, wynająć dom. Na razie nie mamy dokąd wrócić z córką i psem. I jeśli to możliwe, proszę nie puszczać naszych rąk. Pomóc w pracy w kolejnym roku szkolnym. Wszak moja praca to możliwość skończenia licencjatu przez moją córkę, zaistnienia i przetrwania w kraju, z którego pochodził mój dziadek Josyp, który był Polakiem, 12 lat przebywał w obozach koncentracyjnych - mówi Olena.

Przecztraj również: Ostre słoiki Kowalczyka - wywiad

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama