reklama

Wywiad z mamą trojaczków z Bobolic: Totalny zawrót głowy

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: z archiwum rodzinnego

Wywiad z mamą trojaczków z Bobolic: Totalny zawrót głowy - Zdjęcie główne

foto z archiwum rodzinnego

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Trzynaście lat temu na świat przyszli Milena, Dominik i Mikołaj. Wychowanie trojaczków to wyzwanie, szczególnie gdy dzieci są małe. A jak jest teraz? Z mamą Moniką Minczak z Bobolic pod Ząbkowicami Śląskimi rozmawia Karolina Marcińczyk.
reklama

Jest Pani mamą trojaczków. Jak to jest? 

Teraz? Teraz wspaniale. Jak już są starsze, wszystko wokół siebie przygotują,  to jest wspaniale. 

 

Kiedy dowiedziała się Pani, że to będą trojaczki?

To było na początku ciąży, pierwsze USG. Już wtedy były widoczne trzy.

 

Informacja o ciąży mnogiej była dużym zaskoczeniem?

No tak. Tym bardziej, że to pierwsza ciąża.

 

Bała się Pani?

Bardzo. Całą ciążę.

 

Czego najbardziej?

Jak człowiek chce mieć dziecko i momentalnie dowiaduje się, że ma mieć trzy na raz, a ma tylko dwie ręce (śmiech - przyp. red.). Tylko nasi znajomi wiedzą, jak to czasem wyglądało u nas. Jakoś dawaliśmy radę. Dobrze, że wtedy były już nosidełka, więc mogliśmy bujać w nosidełkach. 

 

Poród oczywiście odbył się poprzez cesarskie cięcie?

Tak, w siódmym miesiącu. Rodziłam w Wałbrzychu.

 

Tak jak Pani powiedziała, dzieci było troje, a ręce dwie. Kto Pani pomagał?

Sami próbowaliśmy sobie dawać radę, ale też pomagała rodzina, bo mieszkaliśmy wtedy u męża. Dużo zawdzięczamy babci męża, która cały czas przy nas była.

 

Gdy dzieci były małe, jak wyglądał czas kąpieli, pora na jedzenie, czy wyjście na spacer?

Oj. Jedzenie co godzinę. Co godzinę, nie było przerwy, jak trzecie skończyło jeść, to pierwsze było głodne. Miałam to ustawione, a jak ktoś pomagał, to wybijał z rytmu. Na spacer niestety musieliśmy chodzić z kimś, bo miałam wózek dla bliźniaków i pojedynczy. W tamtych czasach nie były dostępne wózki dla trojaczków. A czas kąpieli… Po kolei. Najpierw jedno, za chwilę następne, ktoś zawsze musiał ze mną być.

 

Czy mając trójkę małych dzieci, miała Pani w ogóle czas dla siebie?

Nie. Wtedy nie ma się czasu dla siebie. Dlatego się śmieję, że teraz jest wspaniale. W tamtych czasach muszę przyznać, że nie pamiętam nawet dobrze tych trzech-czterech lat, bo człowiek był tak zmęczony. Dzień za dniem tak szybko mijał, że ciężko było ogarnąć, który to już dzisiaj. Jest fajnie, jest wiele radości. Przypominam sobie te dobre chwile, bo było też dużo śmiechu. Ale jak słyszę, że ktoś urodził pięcioraczki, ośmioraczki, mówię: ja im współczuję, bo ja wiem, co to było przy trójce. Zawrót głowy totalny. Takie trzy lata wyjęte z życiorysu. Człowiek nie miał czasu, żeby się nacieszyć tą bliskością z każdym dzieckiem. Czasami trzeba było szybko, szybko. Jak były większe, to już było inaczej.

 

Choć to trojaczki, to każde z dzieci jest inne…

Całkiem inne. Bo to trzyjajowe, dzięki Bogu. Wyglądają, jak takie rok po roku. Każde ma swoją osobowość. Dominik najstarszy i największy z nich wszystkich to taki mały buntownik, musi mieć własne zdanie, nie słucha nikogo. To uparciuch, ale dąży do swojego celu. Zawsze się wykłóci o swoją rację. Mikołaj to jest taki adwokat swojej rodziny. On to wszystkich wybroni, o wszystkich się martwi, skupia całą trójkę. A Milena zawsze jest z nimi, ona bardziej trzyma się z chłopakami niż z dziewczynkami. Moja trójka jest nierozłączna, nie ma tak, że gdzieś jedno pójdzie, a reszta nie. Tak jak na wycieczkę - Milena mówi: mamo ja bez nich nie pojadę. Zawsze muszą być razem. 

 

Cztery lata później przyszła na świat jeszcze Zuzia. Czym różniła się pierwsza ciąża od drugiej?

Wielkim zaskoczeniem. Przed pierwszą ciążą musiałam się leczyć farmakologicznie, bo miałam problemy z zajściem w ciążę. I lekarze stwierdzili, że żeby mieć kolejne dziecko, musiałabym się dalej leczyć. A tu zaskoczenie. A później mieliśmy bardzo dużo czasu. Nakarmiliśmy córkę, ona później spała trzy-cztery godziny… Myśmy nawet nie wiedzieli, że mamy dziecko w domu. 

 

Przy tej drugiej ciąży przychodziło Pani do głowy, że to też będzie ciąża mnoga?

Przyznam się szczerze, że tak. Póki nie upewniliśmy się, że wszystko jest pojedyncze i wszystko jest w porządku, to człowiek się bał. Bał się, że będzie powtórka i że będzie musiał znów przechodzić przez to samo.

 

Ma Pani teraz trójkę nastolatków i  jeszcze młodsze dziecko. Trudno z nimi wytrzymać?

Nie. Nie, mimo że każde ma swój charakterek, uparciuchy są straszne, pewnie po rodzicach. Wesoło jest u nas. A za sobą są bardzo, co mnie bardzo cieszy. Nie jest tak, żeby się kłócili czy bili.

 

Jak wyglądają święta tak licznej rodziny?

Oj jest wesoło. Dużo śmiechu. Siedzimy sobie przy stole, śpiewamy kolędy. Dzieci mają pasje muzyczne i nam pograją. Tuż przed świętami, w urodziny trojaczków odwiedza nas zawsze pan burmistrz Marcin Orzeszek. Pamięta o nich co roku.

 

Pracuje Pani zawodowo?

Tak, oboje z mężem pracujemy, inaczej byśmy nie dali rady.

 

Jak dzieci były małe to też Pani pracowała?

Tak, ja wróciłam do pracy zaraz po wychowawczym. Niestety dzieciaki już jako dwulatki musiały iść do przedszkola. Wtedy nie było 500+. Człowiek dostał tylko rodzinnego 300 złotych i trzeba sobie było rodzić.

 

Czego życzyć Pani i rodzinie na Nowy Rok?

Zdrowia. Przede wszystkim zdrowia. Ja wierzę, że póki mamy zdrowie, to wszystko się uda i do wszystkiego dojdziemy pomalutku.

 

Dziękuję za rozmowę i dużo zdrowia życzę Pani, dzieciom, mężowi.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama