reklama

Weterynarze narażali swoje życie i zdrowie

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Pixabay

Weterynarze narażali swoje życie i zdrowie  - Zdjęcie główne

Były sytuacje takie, że wizyty były przekładane na inny termin, bo ludzie bali się wyjść z domu | foto Pixabay

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Gdy inni lekarze zamykali się na cztery spusty w trakcie pandemii i leczyli przez telefon, weterynarze narażali swoje życie i zdrowie i normalnie przyjmowali naszych pupili
reklama

Pandemia koronawirusa stała się też wyzwaniem dla lekarzy weterynarzy, o których rząd trochę zapomniał, a którzy sami musieli wytyczyć sobie kierunek swojej pracy bazując na wytycznych dla ludzkich ośrodków zdrowia. M.in. o to, o czym powinni pamiętać właściciele zwierząt w czasie pandemii zapytaliśmy Dariusza Marcinkowa, weterynarza z Ząbkowic.

Czy pandemia koronawirusa jest również wyzwaniem dla Was, weterynarzy?

- Szczególnie dla nas, bo spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Nie ma przepisów jeżeli chodzi o zakłady lecznicze dla zwierząt. Bazujemy tylko na wytycznych dla przychodni "ludzkich" i ośrodków zdrowia. Sami musieliśmy zabezpieczyć pomieszczenia, wprowadzić wewnętrzny regulamin przebywania w pomieszczeniach itd. W przypadku mojej lecznicy w poczekalni mogą być np. tylko dwie osoby, reszta niestety musi czekać na zewnątrz. Musi być też zachowany minimum 2 – metrowy dystans. Zakupiliśmy też naklejki informujące o tym, że wchodząc do lecznicy trzeba mieć obowiązkowo maseczkę i trzeba dezynfekować ręce. Urządzenia do dezynfekcji są w każdym pomieszczeniu.

 

A były takie sytuacje, że w ogóle nie wpuszczaliście właścicieli zwierząt, a właściciele podawali je Wam np. przez okno? Wiem, że i takie sytuacje zdarzały się w polskich miastach, bo sama byłam ich świadkiem.

Nigdy byśmy się na coś takiego nie odważyli. Zdarzały się jednak konflikty z pacjentami, którzy nie dostosowywali się do wytycznych, np. liczby osób w poczekalni, w której mogły być tylko dwie osoby, a wchodziło pięć i musieliśmy interweniować i prosić o zachowanie dystansu dla własnego bezpieczeństwa. Nigdy natomiast nie zdarzyło się tak, że kogoś nie przyjęliśmy z racji tego, że jest Covid. Mimo, że wszystkie nasze "ludzkie" przychodnie pracowały online, my pracowaliśmy normalnie. Przyjmowaliśmy pacjentów, wykonywaliśmy zabiegi itd. Ryzykowaliśmy swoim życiem i zdrowiem, ale nigdy nie było tak, żebyśmy zwierzęta przyjmowali przez okno. Broń Boże!

 

Zauważył Pan niepokojącą tendencję do przerywania przez właścicieli zwierząt terapii swojego pupila ze względu na Covid?

- Były sytuacje takie, że wizyty były przekładane na inny termin, bo ludzie bali się wyjść z domu. To były jednak zabiegi, które nie zagrażały życiu zwierzęcia jak np. planowany zabieg sterylizacji kotki, który mógł być wykonany w późniejszym czasie, bo kotka była zabezpieczona zastrzykiem. Zdarzały się też takie sytuacje, że właściciel nie mógł do nas dojechać ze swoim pupilem, bo nie funkcjonowała komunikacja z miejscowości ościennych.

 

Pojawiały się pytania i wciąż się pojawiają o to, czy zwierzęta domowe mogą przenosić Covid19?

Była nagonka na zwierzęta z grupy kotowatych, bo twierdzono, że koty mają i roznoszą tego wirusa. Natomiast one zawsze miały tego swojego kociego koronawirusa, ale nigdy nie był on groźny dla ludzi i właściciele nie mają się czego obawiać. Nie ma zagrożenia dla ludzi. Koty póki co nie są wektorem, który to roznosi i żyjemy dalej w symbiozie. Pojawiła się natomiast sytuacja taka, że początkowo Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami miało bardzo dużo kotów i bardzo mało osób chętnych do ich adopcji. Czyli początkowe nagłośnienie tego, że koty przenoszą wirusa spowodowało, że ludzie bali się je brać. Myślę jednak, że ten trend się już dziś zmienił.

 

Dzisiaj mówią, że mamy wszystko dezynfekować – od rąk, po różne powierzchnie. A jak to wpływa na zwierzęta?

To są bardzo mocne, 70% alkohole, natomiast powiem tak: zawsze ostrzegaliśmy właścicieli zwierząt, żeby nie psikać w pobliżu pyska, nie podrażniać spojówek u zwierzęcia. Nie mieliśmy też żadnych takich sytuacji, żeby zwierzę zatruło się tym alkoholem.

 

W czasie pandemii właściciele zaczęli trochę bardziej dbać o swoich czworonogów, bo mieli więcej czasu? Jest, było to widoczne?

- Mieli więcej czasu, a jak wrócimy do początków pandemii to nawet właściciele zwierząt mieli tyko możliwość wychodzenia z psem na spacery. W dużych miastach była taka tendencja, że ktoś szukał np. sąsiada, który był starszy, bał się wychodzić, a miał psa i proponował mu wyjście z nim. To też trochę pomagało ludziom. Ale pewnie zdarzały się też i odwrotne sytuacje – kiedy zwierzęta nie wychodziły tak często, jak musiały, bo właściciel był np. straszy, schorowany i przestraszony tym, żeby się nie zarazić.

 

Ale głośno było też na temat tego, że przez pandemię ludzie zaczęli wyrzucać i usypiać psy. Pan również o tym słyszał?

- Jeżeli chodzi o wyrzucanie psów to było kilkanaście przypadków porzuceń np. w Szklarach czy ościennych gminach. Jeżeli zaś chodzi o uśpienie, to nie wyobrażam sobie, żeby lekarz uśpił psa tylko dlatego, że ktoś boi się wychodzić na dwór, a musi wyjść z psem, więc chce go uśpić z racji tego, że jest Covid. To jest prawnie niedopuszczalne.

 

Byłam też świadkiem bardzo humorystycznej sytuacji, a mianowicie widziałam właściciela, który prowadził swojego psa, a maseczkę chirurgiczną miał i on i jego pupil. Co Pan o tym myśli?

- Nie wiem, czy ta maseczka była dostosowana do jego kształtu pyska, bo to są maseczki dla ludzi, natomiast myślę, że to był taki żart, albo i takie ostrzeżenie – zacznijmy produkować też maseczki dla zwierząt. Aczkolwiek podejrzewam, że pies zbyt długo tej maski nie nosił na pysku, bo znając psychikę zwierzęcia, szybko została ona zrzucona.

 

A dzisiaj lecznica funkcjonuje już normalnie?

- Pracujemy w tych samych godzinach, a we wtorki i w czwartki nawet je wydłużyliśmy do godz. 19:00. Nie było i nigdy nie będzie takiej sytuacji, że kogoś nie przyjmiemy, bo jest Covid.

 

A na wizyty domowe jeździcie?

- Z wizytami domowymi jest problem, ponieważ nie mamy informacji ze strony sanepidu na temat tego, kto jest na kwarantannie, dlatego staramy się je ograniczać. Mieliśmy taką sytuację, że byliśmy u gospodarza, a później po pobieraniu krwi okazało się, że gospodarz miał kwarantannę, o czym my nie byliśmy poinformowani. To rodzi też obawy z naszej strony, bo my jesteśmy bezpośrednio, jak ratownicy medyczni na pierwszej linii.

 

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama