Państwo jesteście z Ząbkowic i pomagacie ludziom dotkniętym przez powódź. Co sprawiło, że ruszyliście na pomoc?
Staramy się pomagać tym, którzy mają dramatyczną sytuację po powodzi. Pomagamy ja, mój mąż Andrzej, brat a także rodzina i przyjaciele. Mówię tutaj o Kotlinie Kłodzkiej czyli Ołdrzychowicach, Krosnowicach, Żelaźnie. My mieszkamy w Ząbkowicach od lat. Zaraz po powodzi, zaangażowaliśmy całą rodzinę. To był odruch serca. Zebraliśmy do samochodu to co mogliśmy, materiały higieniczne, żywność, ubrania i pojechaliśmy z pomocą. Kiedy zobaczyliśmy ten ogrom nieszczęścia, stwierdziliśmy, że będziemy działać. Jeździmy z pomocą przynajmniej raz w tygodniu w weekendy bo w tygodniu przecież pracujemy. Pomagamy na tyle na ile możemy. Początkowo zbieraliśmy pieniądze wśród rodziny i przyjaciół żeby móc kupić najpotrzebniejsze rzeczy np. grzejniki. Niestety pomocy płynącej z instytucji do tego powołanych jest niewiele. Nie wszyscy jeszcze otrzymali obiecane przez rząd 10 tysięcy, tej pierwszej, podstawowej pomocy. Nie wiadomo kiedy będą przyznane pieniądze w postaci 100 czy 200 tysięcy. Ja osobiście nie znam nikogo, kto dostałby już te pieniądze. A sytuacja tych ludzi jest straszna. Muszą mieszkać w mokrych, zimnych i pleśniejących domach. Lokali zastępczych jest mało. My i inni wolontariusze, staramy się pomagać na tyle na ile możemy. Od niedawna wykonujemy sami proste prace remontowe, np. ostatnio mój mąż i brat skuwali tynki. Potrzeb jest bardzo dużo. Najbardziej dotkliwy jest brak pieniędzy a co za tym idzie brak materiałów budowlanych. Bo ręce do pracy są i chęci do niesienia pomocy również. Własne fundusze, tyle ile mieliśmy, już wydaliśmy. A wiadomo, że nie są to nieograniczone środki.
Jakie konkretnie działania chcielibyście podjąć?
Chcemy ocieplić starszemu panu z Gorzanowa dom, bo on ma strasznie zimno. Całe ciepło ulatuje przez sufit. To jest taki bardzo stary, drewniany budynek, który był zalany do połowy okien. Tam w dalszym ciągu są bardzo mokre ściany. Sufit jest nieocieplony więc w domu jest wilgotno i zimno. Kolejna trudna sytuacja dotyczy samotnej matki, która ma siedem koni. Jedna z klaczy będzie się niedługo źrebić. W stadzie jest też ogier, który gryzie klacze i powinien być odizolowany. Sytuacja jest o tyle trudna, że powódź zabrała zabudowania, w których mieszkały te zwierzęta. Chcemy postawić, choć tymczasową stajnię czy wiatę dla koni, bo przecież idzie zima, a one powinny mieć choć kawałek dachu nad głową. Nie wiemy skąd pozyskać jakieś drewno czy materiały potrzebne do budowy. Mamy siłę roboczą w postaci nas i wolontariuszy, których nadal jest wielu. Przyjechały tu do pomocy wspaniałe ekipy ludzi, z Katowic, Białegostoku, z różnych część Polski. To wspaniałe osoby. Wolontariusze, są z powodzianami od początku, pomagają pracą swoich rąk. Pani Daria Koligat stworzyła wolontariat, w którym działa aż 500 osób . Obejmują swoimi działaniami województwo dolnośląskie i opolskie. Jest też młody człowiek z Białegostoku, Paweł Maciąg, który przywozi całe samochody z pomocą. Jest niesamowity, wszyscy go tu znają. Nie można nie wspomnieć o panu Michale Nowaku z Polanicy, który po jednym telefonie, potrafi ratować sytuację. Zawsze można na niego liczyć. Wielu wspaniałych ludzi pomaga. Niestety dobre chęci to mało, potrzebne są materiały. Zamykają się sztaby pomocowe i magazyny. Głównym tego powodem jest fakt, że ludzie są przemęczeni. Ci, którzy prowadzili takie punkty pomocowe są również poszkodowanymi w powodzi, a mimo to starają się działać dla innych. Zmęczenie jednak daje o sobie znać. Jeden pan z Żelazna, który użyczał swojego placu, domu i garażu na magazyn, był zawsze w gotowości do pomocy, ale jakiś czas temu zabrało go pogotowie. Powód, brak odpoczynku. Inne osoby prowadzące sztaby kryzysowe przez miesiące nie mogły zjeść ciepłego posiłku w domu, bo cały czas były dla innych.
Powodzianie zostali sami?
Przeraża nas fakt, że Polska zapomniała o tym, że tu jest tragedia. Sytuacja jest naprawdę dramatyczna. Mam wrażenie, że teraz jest gorzej niż po samej powodzi. Bo wcześniej było cieplej, budynki schły. Teraz pogoda nie sprzyja wysychaniu ścian, pojawia się pleśń na ścianach w powietrzu czuć i wilgoć no i przede wszystkim jest zimno. Ale mieszkać gdzieś trzeba. W wielu domach nie ma jeszcze ogrzewania bo paleniska są pozalewana. Ludzie stawiają sobie kozy aby ogrzać pomieszczenia, albo dogrzewają się piecykami elektrycznymi. Problemem jest także dostęp do czystej wody, którą mają tylko Ci ze studniami głębinowymi. Pozostali nie mają oczyszczonych studni, ponieważ w tym momencie jest to bezcelowe. Wody gruntowe jeszcze nie opadły po powodzi i te studnie będą się w dalszym ciągu zanieczyszczać dopóki wódy nie opadną. Niestety nie wiemy kiedy to będzie. Wszystko zależy od temperatury i pogody. W tym momencie wiele osób nie ma wody bieżącej, ani do mycia ani do celów spożywczych. Używają wody butelkowanej, która jest im dostarczana. Jest pomysł aby podpiąć się do działających studni, ale wymaga to zgody właścicieli no i odpowiedniego sprzętu, pompy i hydroforów, którego nie mamy.
O co pani chciałaby apelować do ludzi dobrej woli?
O pomoc w postaci materiałów budowlanych, sprzętu AGD, mebli, ciepłych ubrań. Kiedy przyjeżdżają transporty z meblami czy takim sprzętem wszystko rozchodzi się momentalnie, ale potrzeby są znacznie większe. Tam są setki potrzebujących. Jeśli ktoś chciałby przekazać pomoc powodzianom, najlepiej poszukać potrzebujących na stronach internetowych i pomóc konkretnie, jednostkowo. Jeśli ktoś chciałby coś podarować, ale nie ma jak zapewnić transportu, my jesteśmy wstanie pomóc.
Jak wygląda sytuacja z zatrudnieniem ludzi na terenach objętych powodzią ? Czy to są ludzie pracujący? Jak oni sobie radzą?
Wiele osób potraciło zatrudnienie, pracowali w Kłodzku w Lądku, w Stroniu Śląskim. Te miasta zostały bardzo zniszczone. Część tych, którzy mogą pracować mają np. problem z dojazdem. A ci którzy pracują, wracają z etatu do domu, a tam czekają prace remontowo-budowlane. Także jest to bardzo trudne. Jednak piękne jest to, że niejednokrotnie ludzie Ci mimo, że sami są poszkodowani to potrafią wspierać swoich sąsiadów. Pomagają sobie nawzajem w tych trudnych chwilach. My wolontariusze, oprócz prac fizycznych i innych pomocowych jesteśmy też po to aby wspierać powodzian. To często ludzie, którzy stoją na skraju załamania nerwowego. Nasza obecność i taka świadomość, że nie są sami z tą tragedią pomaga. Chciałabym, za pośrednictwem mediów zaapelować do wszystkich, aby zauważyli tragedię ludzką i pomogli. Skutki powodzi będą dotkliwe dla mieszkańców jeszcze wiele miesięcy. Ci ludzie potrzebują w dalszym ciągu pomocy. Nie zapominajmy o nich.
Dziękuję pięknie pani za rozmowę i piękną, obywatelska postawę
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.