reklama

Na naszym terenie są jeszcze skarby?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Na naszym terenie są jeszcze skarby? - Zdjęcie główne

Joanna Lamparska jest dokumentalistką i pisarką, która zbiera informacje o zaginionych w czasach wojny zabytkach i dokumentach.

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Były wypełnione skarbami i były rozsiane po całym Dolnym Śląsku. Zlokalizowano je m.in. w powiecie kłodzkim, ząbkowickim, czy świdnickim. Dziś są już puste. Co się dało zabrali Rosjanie, a resztę przedstawiciele komisji rewindykacyjnej ds. odzyskiwania dóbr kultury. O tzw. listę Grundmanna i o to, co u nas ukrył niemiecki profesor, historyk sztuki i konserwator zabytków, zapytaliśmy Joannę Lamparską, dokumentalistkę i pisarkę, która zbiera informacje o zaginionych w czasach wojny zabytkach i dokumentach.
reklama

Czym jest tak naprawdę Lista Grundmanna? Bo na pewno dotyczy ona miejscowości, w których zlokalizowano składnice, w których z kolei ukryto skarby takie jak m.in. obrazy, biżuterię, rzeźby, ołtarze?

My to nazywamy listą, bo jakby wiedza jest teraz o tym szersza. Jest to wykaz obiektów, w których znajdowały się składnice. Być może były w nich przedmioty skradzione z Polski, ale były to przede wszystkim archiwa, kolekcje muzealne itd., które Niemcy chcieli zabezpieczyć przed bombardowaniami i przed wojną. Dlatego też Günther Grundmann, konserwator prowincji dolnośląskiej wybierał różne obiekty, w których ewentualnie można było takie rzeczy złożyć. Dzisiaj wiemy, że każdy z tych obiektów i każda z tych składnic zostały bardzo dokładnie opisane i czasami możemy nawet dokładnie powiedzieć, w którym pomieszczeniu co się znajdowało. Nawet o której godzinie i kto się tym później zajmował.

 

Działalność Grundmanna do dziś wzbudza kontrowersje?

 

Był po prostu człowiekiem swoich czasów. Był Niemcem w takim, a nie innym systemie. Będąc Niemcem w tamtym czasie, był częścią całej tej machiny. Miał dobre kontakty z władzami, ale jako konserwator starał się jednak zabezpieczyć to, co należało w tym wypadku do III Rzeszy. On jest rzeczywiście oceniany bardzo kontrowersyjnie. Nie ma wątpliwości, że to, co było cenne należało ochronić przed wojną. Problem polegał na tym, że Niemcy byli agresorami. Tu jest zatem ta trudna kwestia. 

 

Ile było składnic? Mówi się, że 200.

 

Z tego co udało się zbadać i ustalić to wiemy, że było ich ponad 90. Czy było ich więcej? Nie wiadomo.

 

Czym Grundmann kierował się przy wyborze składnic?

 

Najważniejszą rzeczą były dobre warunki techniczne, czyli: żeby było ciepło, żeby nie było wilgotno. Kiedy np. wybierał Pałac w Bożkowie, albo areszt w Nowej Rudzie to brał pod uwagę to, że przede wszystkim musiały tam być mocne podłogi, dlatego, że kiedy przyjeżdżały skrzynie chociażby z archiwami (papier jest bardzo ciężki), albo ciężkie meble czy ciężkie zabytki to podłoga musiała utrzymać odpowiedni nacisk. Kiedy składał część takich rzeczy w areszcie w Nowej Rudzie brał też pod uwagę, żeby np. były tam: przewiew powietrza i odpowiednia temperatura, bo często były to bardzo delikatne rzeczy jak w składnicy w Kamieńcu Ząbkowickim, gdzie znajdowały się obrazy średniowieczne, renesansowe, barokowe. Musiał mieć też zgody od właściciela danego obiektu na ukrycie w nim tych przedmiotów.

 

Na liście mamy m.in. składnice zlokalizowane w Pałacu w Bożkowie czy w noworudzkim areszcie. Co w nich było?

 

W więzieniu sądowym w Nowej Rudzie miały zostać zabezpieczone materiały Ministerstwa Sprawiedliwości Rzeszy. Do Nowej Rudy trafiło pięć skrzyń, w których były obrazy. W dziesięciu skrzyniach były akta, fotografie, negatywy. Były też urządzenia biurowe przekazane przez ministerstwo. Z kolei Bożków jest o tyle ciekawy, że tam była potężna składnica. O niej wiadomo bardzo dużo – ile pokoi, pomieszczeń Grundmann w pałacu zabezpieczył na nią. Tam mieszkała jeszcze hrabina von Magnis, której Grundmann musiał zapytać, czy pozwoli na to, żeby w pałacu można było to wszystko złożyć. Zgodziła się. Trafiły tu transporty z dziełami sztuki, które były ewakuowane z Berlina. Hrabina bardzo chciała też, żeby Grundmann pomógł jej uratować niektóre przedmioty z pałacu. To się jednak nie udało. Nie było takiej możliwości. 

 

Kolejne składnice mamy na terenie powiatu ząbkowickiego: w Bobolicach, Stolcu, Henrykowie i Kamieńcu Ząbkowickim. Co w nich zostało ukryte?

 

To były duże składnice, ale największa była w Kamieńcu Ząbkowickim. Tam przyjechały zabytki z Muzeum Sztuki Śląskiej z Wrocławia. To muzeum, którego już nie ma znajdowało się niegdyś na Pl. Muzealnym. Tam był m.in. słynny obraz "Opłakiwanie Chrystusa", który został odnaleziony kilkanaście miesięcy temu w Sztokholmie. Były tam obrazy największych malarzy, których kolekcjonowano w muzeum we Wrocławiu. My znamy dokładnie ten moment, kiedy te rzeczy do tej składnicy przyjeżdżały, bo w Kamieńcu mieszka Mateusz Gnaczy, którego pradziadek brał udział w rozpakowywaniu skrzyń. Transport przyjeżdżał zazwyczaj w nocy, a przy rozpakowywaniu skrzyń pomagali członkowie rady parafialnej. Składnica częściowo przetrwała, aż do lutego 1946 r., kiedy ktoś zakradł się do jej części, która znajdowała się w kościele i wyciął 100 obrazów z ram. Do dzisiaj nie wiemy kto to był i co się z tymi obrazami stało. Znalazły się cztery czy pięć z nich m.in. wspomniane "Opłakiwanie Chrystusa".

 

Kolejne to powiat kłodzki: Kłodzko i Ołdyrzychowice. Na którą z tych składnic warto zwrócić uwagę?

 

W przypadku Ołdrzychowic i tamtejszej składnicy zachowało się bardzo mało dokumentów. Wiemy jedynie, że 31 lipca 1943 r. pałac Von Magnisów został wykorzystany do zabezpieczenia dóbr kultury na zlecenie konserwatora zabytków z Berlina. Były tam ukryte kolekcje muzealne. Z kolei w Kłodzku zaczęło się dość dziwnie, bo w grudniu 1943 r. do Grundmanna napisał przedstawiciel jednego z wrocławskich wydawnictw mówiąc, że nakazano mu nawiązać współpracę ze starostą powiatu kłodzkiego, żeby otrzymać przydział miejsca, gdzie można by zmagazynować książki na czas wojny. Postanowiono, że zostaną one złożone w kaplicy katolickiego gimnazjum w Kłodzku, czyli w dzisiejszym liceum im. Chrobrego. Aby je tam złożyć trzeba było zdemontować ławki z 1912 r. 

Jedna ze składnic była też zlokalizowana w Świebodzicach, w Zakładach Leczniczych Prowincji Śląskiej?

To, co trafiło do Świebodzic, trafiło tam trochę poza Grundmannem. On został o tym powiadomiony. W kwietniu 1942 r. Śląskie Muzeum Sztuk Pięknych we Wrocławiu zostało poinformowało przez muzeum w Meldorf o tym, że oni chcą zabezpieczyć wystawne wnętrze z 1568 r. Były to piękne meble. Grundmann najpierw zaproponował im Kamieniec Ząbkowicki. Później Lubań, ale jednak zdecydowano, że komnata przyjedzie jednak do Freiburga, czyli do Świebodzic, gdzie była jeszcze w 1943 r.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama