Wychował się Pan w Ząbkowicach Śląskich. Stąd Pana pseudonim artystyczny Lukas Frankenstein. Aż tak duże "piętno" odcisnęło na Panu nasze miasto?
- Nie, to nie miasta czynią blizny, tylko ludzie. Często czynimy je sobie sami, tylko nieświadomie.
W pewnym momencie życia podjąłem decyzję o otwarciu własnej firmy w Ząbkowicach Śląskich przed trzydziestym rokiem życia. Pomimo najlepszych chęci, wcześniejszych przygotowań finansowych, analizy rynku i dwuletniego etapu rozwoju od stoiska ze stoliczkiem po dwa sklepiki z pamiątkami, zmuszony byłem zamknąć biznes. Nie mam urazu do miasta, gdzie zarówno z nim, jak i jego mieszkańcami mam wiele pięknych wspomnień. Pseudonim jest z kilku powodów. Trudno promować siebie w zagranicznych krajach z moim nazwiskiem, którego nikt nie potrafi wymówić. Nazwisko musi być łatwe w wymowie i zapisie dla każdego, a jednocześnie przyciągać. Tak czynili artyści od wieków i raczej nie ulegnie to zmianie. Doskonałym przykładem jest Józef Korzeniowski znany w świecie jako Joseph Conrad. W moim przypadku było troszkę łatwiej. Przyjąłem nazwisko od miasta, co jest starym zwyczajem. Dawniej nie były w powszechnym użyciu nazwiska, a nazwy miejsc skąd ktoś pochodził. H. Sienkiewicz nie bez powodu nazwał Maćka z Bogdańca czy Juranda ze Spychowa w "Krzyżakach". Architektem zamku w Malborku była postać Bartosza z Ząbkowic, znanego jako Bartel Frankenstein. Kolejny powód powiązany jest z Kamienną Górą, gdzie się urodziłem i pochodzą moi rodzice oraz śp. dziadkowie, żyjąc tam od przyjazdu po II w. z śp. pradziadkami. W tym mieście jest pochowana niemiecka rodzina Frankenstein pochodzenia żydowskiego. Mój pseudonim, a także obecnie nazwa firmy splatają w swojej nazwie wiele różnych odniesień. Uważam to nawet za ukłon w stronę miasta poprzez jego promocję.
Gdzie Pan teraz żyje i dlaczego akurat tam?
- Żyję w Holandii od 2016 roku. Kiedy zamknąłem firmę, miałem duże zadłużenia. Kiedy kończysz trzydzieści lat tracisz szansę na staż czy praktykę z ofertą etatu. Nie miałem zatem dobrych finansowo ofert w mieście, ani we Wrocławiu, aby się utrzymać i spłacać zadłużenie. Wybrałem Holandię, gdzie jeździłem wcześniej do prac tymczasowych. Zacząłem budować życie od nowa, ale z mocnym nastawieniem na realizację swoich marzeń i celów, aż do otwarcia wydawnictwa w 2021 roku. Trzeba zaznaczyć to był bardzo ciężki okres dla mnie i mojej rodziny. Wszystko to opisuję w książce "(nie) Gotowi na sukces vol. 2", gdzie jestem współautorem.
Powieść "Przygody Borwara - Potomek klanu Atlantis, T. I" napisał Pan w 2009 r., dlaczego została ona wydana dopiero w 2018 r.?
- Szkice tej książki i innych, które powstawały na przestrzeni czasu nie przynosiły akceptacji ze strony wydawnictw, do których trafiły maszynopisy. Wydrukowanie wielu kopii, wysłanie było dla mnie dużymi kosztami. Dziś wiem, że za dużo poświęcałem czasu dla innych i na firmę, a za mało dla siebie i rodziny. Dopiero w Holandii, gdy zamieszkałem we własnym domu, ochłonąłem po tych przejściach, podsumowałem swoje życie. Mam wykształcenie historyka i studia politologii ze specjalizacją śląskoznawczą. W momencie zamieszkania za granicą, mając kontakt z polonijną inteligencją, kulturą zrozumiałem dlaczego tak wartościowe i ponadczasowe okazały się prace naszych noblistów, wieszczów, których większe grono rozwijało się, tworzyło na uchodźctwie podczas rozbiorów, wojen, komunizmu, kryzysów. Umocniłem siebie w chęci dalszego rozwoju, jako pisarz. Postanowiłem wydać książkę w formie tzw. self publish biorąc życie w swoje ręce. Dziś książka jest już przetłumaczona na język angielski. Zapraszam do kontynuacji wciąż otwartej zbiórki na portalu zrzutka.pl. Darczyńcy będą umieszczeni w podziękowaniach na końcu książki mając rabat do mojego sklepiku online na stronie firmy www.LukasFrankenstein.com.
Akcja pierwszego tomu przygód Borwara, pół człowieka, pół wampira, rozgrywa się współcześnie. Znajdziemy w tej książce Ząbkowice?
- Oczywiście, że tak. Chciałem pokazać książkę z ukłonem m.in. do J.R.R. Tolkiena i jego świata Śródziemia, przygód Reinmara z Bielawy czyli "Trylogii husyckiej" A. Sapkowskiego czy "Harrego Pottera" J.K. Rowling. Innymi słowy akcja została celowo umieszczona w XXI wieku, aby można odwiedzić niektóre miejsca z podróży drużyny Borwara. Pojawia się wiec motyw z miastem czyli sam Frankenstein. Przedstawiam moją obserwację, jak widzę tę postać z przestrzeni czasu od strony naukowca mającego chronić przed zarazą. Przeraziłem się, gdy wybuchła pandemia, a później wybuchła wojna na Ukrainie, bo odsłoniło to potwierdzenie moich przesłań i obaw w książce wydanej tuż przed nimi.
W drugim tomie cyklu cofamy się o kilkaset lat. Czy można tę powieść nazwać powieścią historyczną?
- Trudno nie wkraść w książkę przygodową pewnych wydarzeń z historii, jeśli jest się historykiem. Z pewnością więc po części będzie zawierać elementy wiążące z powieścią historyczną. Drugi tom odsłania nam wydarzenia z przeszłości, ale tutaj znów łączę wydarzenia prawdziwe z formą fantasy. Bardzo przekonująco pokazał to Dan Brown w thrillerze "Kod Leonarda da Vinci" przez połączenie przeszłości z teraźniejszością czyli stworzeniem tak realnej fikcji literackiej, że wiele osób do dziś utożsamia się, zgadza z przedstawionymi tam materiałami.
Założył Pan zbiórkę wydanie książki "Przygody Borwara - róg Fauna, T. II". Określił Pan w niej kwotę 20 tys. zł. Na nakład w jakiej wysokości starczą te pieniądze?
- Zbiórkę założyłem w 2020 roku, czas pandemii i dzisiejsza inflacja przy wojnie w Ukrainie z Rosją mocno zmieniły stawki, a także plany wydania przewidziane na wakacje 2022 roku. Zamierzam rozbudować książkę do min. 300 stron z 200 obecnych, które wydawały się za skończone, ale pojawiły się mi nowe doświadczenia życiowe, a z nimi spojrzenia na to, co zostało dotąd napisane. Ponadto chcę wydać najpierw angielską wersję pierwszego tomu dlatego zapraszam wpierw do wsparcia wydania angielskiej wersji pierwszego tomu.
W przypadku drugiego tomu przy obecnych 200 stronach i ponad 10 tys. zł przy najtańszej formie wydruku z najtańszymi opcjami daje 1 tys. sztuk. Trzeba odliczyć grafika, korektę, redakcję i promocję, co może wynieść do 5-10 tys. zł. Więc, gdyby skupić się na nieodpłatnej promocji w social media to za około 13 tys. zł wychodzi ponad 1 tys. 300 sztuk. Dopiero z pierwszych zysków można będzie zainwestować w odpłatną promocję. Można także zmniejszyć ilość wydania do 500 sztuk i zainwestować mocniej w promocję z np. przygotowaniem krótkiego filmu animowanego, co jest kosztem około 5 tys. zł.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.