reklama
reklama

Jak wygląda poród w ząbkowickim szpitalu w czasach covidu?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Jak wygląda poród w ząbkowickim szpitalu w czasach covidu? - Zdjęcie główne

Magdalena Sowa sama musiała robić sobie zdjęcia z Małgosią, która urodziła się 14 października 2021 r.

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KoronawirusJak rodzi się w ząbkowickim szpitalu teraz, w czasach covidu? Jest ciężko, przyznają świeżo upieczone mamy.
reklama

Kasia z podząbkowickiej wsi 3 grudnia 2020 r. urodziła córeczkę Aleksandrę. Jest doświadczoną mamą. - Mam jeszcze czwórkę starszych dzieci, wszystkie rodziłam siłami natury - mówi pani Kasia. Czym ten poród różnił się od poprzednich? - Są bardzo przestrzegane procedury, przed wejściem na oddział czeka się godzinę na test. Jeśli jest negatywny, to wpuszczają, jeśli pozytywny, to wysyłają na Polanicę lub na Wrocław. 

reklama

 

Poród w maseczce

- Maseczka podczas porodu to najgorszy ból, w pewnych momentach nie szło powietrza złapać - mówi pani Kasia. - Mało tego, że rodząca miała maskę, to położna była ubrana jak ufoludek w ubranie covidowskie - dodaje. Klaudia Drobna rodziła niedawno, bo 7 września tego roku przyszła na świat jej córeczka Anastazja.  - Maseczkę miałam na brodzie - przyznaje pani Klaudia.  

Katarzyna Klisowska urodziła 6 lipca 2020 r. synka Wojtusia. - Maseczkę miałam raz na ustach, raz pod brodą - mówi pani Katarzyna. - Było mi strasznie ciężko oddychać i byłam cała mokra. Strasznie niekomfortowe uczucie - przyznaje. 

reklama

Magdalena Sowa 14 października urodziła Małgosię.  - Niestety nie był to najłatwiejszy poród - przyznaje pani Magdalena. - Nie miałam maseczki przy porodzie, miałam robiony test, który wyszedł negatywnie przy przyjęciu do szpitala - mówi.

Aleksandra Kasprzyk-Pokrywka 1 grudnia 2020 r. urodziła Mikołaja.  - Maseczkę musiałam mieć od wejścia do szpitala, przez cały okres porodu oraz później na sali, gdy wchodził ktoś z personelu. Leżałam na sali z dwiema innymi paniami i od jednej z pielęgniarek usłyszałyśmy nawet, że skoro jest nas tu więcej niż dwie na czteroosobowej sali, to powinnyśmy nosić maseczki przez cały czas - opowiada pani Aleksandra. - Podczas samego porodu obecność maseczki zaczęła dokuczać, gdy po prostu zaczęło mi się robić słabo, jednak personel musiał przestrzegać obostrzeń i ta maseczka musiała zostać - zauważa. 

reklama

 

Wcześniej porody były łatwiejsze

Klaudia Drobna też ma starsze dzieci.

- Wcześniejsze porody były o wiele lepsze przed covidem, ponieważ była lepsza opieka niż teraz - mówi pani Klaudia. - Leżałam sama na sali i rodziłam też sama bez pomocy położnych - dodaje.

Katarzyna Klisowska ma starszą córkę, która ma już 15 lat. 

- Pierwszym razem poszło szybciej - zaznacza pani Katarzyna. 

Aleksandra Kasprzyk-Pokrywka ma jeszcze trzyletnią córkę. Jak różniły się jej dwa porody?

- Główne różnice to maseczki i test na wejściu, brak porodów rodzinnych oraz odwiedzin, co w sumie aż tak mi nie przeszkadzało, poza tym, że mąż nie mógł wejść, ale za to zniknął problem wycieczek całymi rodzinami, które często zakłócały spokój innym świeżo upieczonym mamom na sali - mówi pani Aleksandra. 

 

Brak odwiedzin

Co najbardziej doskwierało kobietom podczas pobytu na oddziale położniczym? - Brak bliskich osób po porodzie, odwiedzin - mówi Magdalena Sowa.

- Najbardziej doskwierała mi samotność, że mąż nie mógł do nas wejść, ani odwiedzać. Rodziłam sama - mówi Katarzyna Klisowska. - Mąż mógł tylko podać rzeczy dla mnie na dole w recepcji, a położne przynosiły na salę - dodaje.

- Jak dla mnie problemem wynikającym z braku odwiedzin była też ilość rzeczy, którą musiałam ze sobą zabrać do szpitala. Chciałam się przygotować na każdą okoliczność, a jednocześnie nie angażować swoich bliskich, żeby specjalnie wozili mi przekąski czy wodę (oczywiście mogli to podać w drzwiach na dole). Mam wrażenie że nie tylko ja, więc ciężarna ze zgrzewką wody i osobną torbą na owoce czy przekąski i tym podobne to była wtedy norma - uśmiecha się Aleksandra Kasprzyk-Pokrywka.

 

A co z porodami rodzinnymi?

- Myślę, że największym problemem był właśnie brak porodów rodzinnych. Mąż to ogromne wsparcie, również później po porodzie gdy np. chciałam na spokojnie wziąć prysznic. Nie musiałam wtedy robić tego w biegu, jednocześnie nasłuchując, czy maleństwo się nie obudziło - teraz te rolę przejęły panie położne, które starały się jak mogły, aby nam pomóc w razie potrzeby. Wiadomo - często miały swoje zajęcia i obowiązki, ale szczególnie w przypadku pierworódek widać było, że są bardzo chętne do pomocy - mówi Aleksandra Kasprzyk-Pokrywka. 

Przez część pandemii porody z osobami towarzyszącymi zostały wstrzymane. Magdalena Sowa miała szczęście i mogła skorzystać z tak zwanego porodu rodzinnego, tyle że w jej przypadku osobą towarzyszącą byłą jej przyjaciółka. 

- Od połowy akcji porodowej towarzyszyła mi moja przyjaciółka Paulina Grejner. Mogła zostać jeszcze tylko do 2 godzin po porodzie . Miała również robiony test na covida, musiała być w specjalnym ubraniu, czepku i maseczce - opowiada pani Magdalena.

- Na szczęście mój mąż miał okazję być przy porodzie pierwszego dziecka, więc nie doskwierało mu aż tak poczucie, że coś go omija - mówi Aleksandra Kasprzyk-Pokrywka. - Od razu po przeniesieniu na salę poporodową rozmawialiśmy na wideo i to też była wtedy norma: mamy robiły mnóstwo zdjęć i nagrań.

 

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama