reklama
reklama

My się lubimy, po prostu

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Dominik Kozłowski

My się lubimy, po prostu - Zdjęcie główne

foto Dominik Kozłowski

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kobiecym OkiemO tym, jak tworzyć udaną relację, o zawodowych planach, marzeniach, zarażaniu radością i życiowym optymizmem, z Alżbietą Lenską i Rafał Cieszyńskim rozmawiała Karolina Golak.
reklama

Jak to jest wykonywać taki sam zawód, podkreślmy artystyczny będąc małżeństwem? 

Rafał: Ma to swoje plusy i minusy. Plusy są takie, że wzajemnie się rozumiemy, że rozumiemy specyfikę pracy. 

Alżbeta: Na pewno jest dużo plusów. Trafiłaś akurat w taki moment, że w tym roku mija 20 lat odkąd się znamy. 

A małżeństwem jesteście od jak dawna?

Rafał: Od 2007 roku. 

Alżbeta: 17 lat, także mija 20 lat odkąd się poznaliśmy i odkąd wszystko się zaczęło. Mam wrażenie, że na początku znajomości - nawet jak byliśmy już parą, potem narzeczeństwem, ale nie było jeszcze dzieci i domu i jakiejś takiej stabilności, to wspólna praca była super rozwiązaniem. Cały czas podróżowaliśmy, byliśmy w różnych miejscach. Natomiast dla mnie, z czasem ta praca jest coraz bardziej męcząca, zwłaszcza odkąd mamy dom i dzieci. Myślę, że teraz powinien być taki fundament, trzon domu - a jednak jak ci rodzice cały czas jeżdżą, podróżują i nie ma ich fizycznie, to jest bardzo ciężkie. Więc tak jak kiedyś bardzo lubiłam to, że mamy ten wspólny zawód, to teraz stało się to dla mnie po prostu uciążliwe. Lepiej byłoby, żeby jedna osoba była niezwiązana z showbiznesem, tylko miała stabilną pracę - taką, która po prostu daje ci to, że jesteś na miejscu, masz też stałe zarobki i po prostu jesteś. Druga osoba wtedy jest tą artystyczną. Podróżuje, żyje od projektu do projektu i spełnia się w takim bardziej szalonym zawodzie. Więc mówię, kiedyś mi to bardzo pasowało, a z wiekiem trochę mniej.  

reklama

Ale plusy mimo wszystko jeszcze jakieś widzicie?

Rafał: Ja uwielbiam swoją pracę i nie wyobrażam sobie innej. Chodzi o to, żeby znaleźć złoty środek. Najważniejsze, żeby dzieci nie mówiły, że mamy dziwną pracę, ponieważ w weekendy inni rodzice siedzą w domu, a my bardzo często wyjeżdżamy. Spektakle pokazywane są głównie w weekendy, a gramy w kilku – nawet teraz mam pięć takich komedii, z którymi dość często wyjeżdżam. Jak jesteśmy z teatrem stacjonarnie w Warszawie, to też w weekendy gramy i tylko poniedziałki są takimi dniami tradycyjnymi, gdzie rzadko kiedy się gra. Do tego są jeszcze seriale i trzeba to wszystko jakoś godzić - plus jeszcze godzić to z rodziną i poświęcać czas dzieciom. Tego czasu jest rzeczywiście mało i trzeba szukać jakiegoś środka, kompromisu, co nie zawsze jest łatwe. 

reklama

Obserwując wasze media społecznościowe i czytając o Was, odnosi się wrażenie, że jesteście osobami bardzo optymistycznie nastawionymi do świata i ludzi. Bije od Was ciepło. Potraficie zarażać innych  radością?

Alżbeta: Jest faktycznie coś takiego, że ludzie nam mówią, że zarażamy ich tym życiowym optymizmem. Dziś np. nasz znajomy miał urodziny. Zrobiliśmy mu niespodziankę, byliśmy u niego z prezentem...

Rafał: Wzięliśmy go w takie jedno fajne miejsce...

Alżbeta: I dla nas to jest normalne. Chcemy ludzi zarażać czymś fajnym, pozytywnym, robić miłe rzeczy i przede wszystkim lubimy to robić - więc na pewno tak. Jesteśmy takimi dwoma “wariatami”, którzy czasami robią zwariowane rzeczy. I wesołe. 

reklama

Rafał: Tak, ja jestem niepoprawnym optymistą i uważam, że generalnie życie jest darem, z którego trzeba się cieszyć.

To jest Wasz przepis na udany dwudziestoletni związek? Żeby dzielić ze sobą tą radość?

Alżbeta: Naszym przepisem jest chyba nasz zawód, ponieważ dużo się mijamy. Oczywiście żartuję. Tak naprawdę kluczem jest chyba ten brak stabilności, że cały czas dzieje się coś nowego. Nowy projekt, nowe podróże. My na bieżąco musimy reagować, na bieżąco żyć. Nie mamy stagnacji, stabilizacji – u nas po prostu nie ma nudy, co też bywa momentami denerwujące.

Jak się poznaliście?

Rafał:  Poznaliśmy się na planie serialu “Anioł Stróż”. Dwadzieścia parę lat temu był taki serial, który produkował TVN. 

reklama

Alżbeta: To jest jak z filmu. Poznaliśmy się w serialu “Anioł Stróż” -  w barze Świętego Piotra. Rafał grał diabła, a ja anioła. 

Rafał: Tak, a Wiktor Zborowski grał Świętego Piotra. 

A jak to jest grać małżeństwo, wiedząc, że prywatnie jest się w związku? Mam tu na myśli oczywiście słynnego “Ojca Mateusza”, w którym występujecie. Takiej roli.

Alżbeta: Dla mnie ten serial jest super, a nasze serialowe życie jest komedią, więc możemy grać to, co robimy na co dzień. Często się wygłupiamy, więc granie Gibalskiego i Gibalskiej sprawia nam ogromną przyjemność. Czasami nawet się ciężko pracuje, bo sami z siebie się śmiejemy i próbujemy się opanować. Kiedyś myślałam o tym, że gdybyśmy mieli grać poważną rzecz, to byłoby to niekomfortowe. Nie chciałabym z Rafałem przekładać złych emocji. Wiadomo, że musimy umieć się odcinać od tego i jak możemy zrobić sobie z tego żart i trochę się z tego śmiać, że gramy razem i przełożyć to na komedię, to jest to okej, ale nie chciałabym grać kłótni i złych emocji. 

Gdzie teraz widzowie mogą Was obejrzeć, jeżeli chodzi o seriale, filmy, teatr? 

Rafał: Gram w „Ojcu Mateuszu” i w „Barwach Szczęścia”. A spektakli teatralnych jest ogrom.

Alżbeta: Dlatego nie ma go teraz dużo w domu. 

Rafał: Spektakle to m.in. “Wyjście Awaryjne”, “Damski Biznes”, “Na Pełnych Obrotach” – te trzy komedie. “Prezent Urodzinowy”, “Przekręt Niedoskonały” – w Teatrze Capitol. 

Czyli dla Ciebie jest teraz mocno gorący okres? 

Rafał: Z piętnaście lat temu miałem tak, że modliłem się, żeby praca przyszła, a teraz...Teraz ja mówię częściej “nie”, niż “tak”, żeby być w domu z dziećmi, bo rzeczywiście propozycji jest dużo. Niedawno zresztą taka sytuacja miała miejsce, że odmówiłem zagrania głównej roli w jednym z warszawskich spektakli dla dzieci, a później okazało się, że nasze dzieci ze swoją szkołą poszły na ten spektakl i wtedy żona mnie pyta “a dlaczego nie grałeś?”, a ja mówię “przecież miałem być w domu”. 

Alżbeta: Ja przechodzę w ostatnim czasie bardzo dużą zmianę -  emocjonalną i zawodową. Nie potrafię rezygnować po trochę, dlatego odcięłam się od razu od wielu zawodowych rzeczy. Poczułam, że chcę być całkowicie w domu, chcę być z dziećmi. Zrezygnowałam z serialu i z dwóch spektakli. Mam teraz więc taki przyjemniejszy czas - taki domowy, ale faktycznie mniej zawodowy. Gram teraz w spektaklu „Kochane pieniążki” w Teatrze Capitol i ze spektaklem „Prywatna klinika” jeżdżę po całej Polsce, a w serialu “Ojciec Mateusz” na stałe, jednak moja postać pojawia się tam sporadycznie. 

 

Jak już macie też czas wspólny, że faktycznie możecie sobie pozwolić na chwilę oddechu, jak go spędzacie? 

Alżbeta: My się lubimy, po prostu. Więc nawet jak mamy rzadko ten czas, ale już jesteśmy razem to zawsze spędzamy go fajnie. Teraz nawet planujemy jeden wyjazd. Kiedyś zastanawialiśmy się nad tym, że przez naszą pracę nie wyjeżdżamy ze znajomymi. My jesteśmy takimi “alienami”, tylko my razem i rodzina. Przez pracę, jaką mamy ciężko jest się nam dostosować do innych. Między spektaklami, między zdjęciami, wbijamy się w dziwne terminy i jeździmy sami. 

Rafał: My jak gdzieś jedziemy i spodoba nam się jakieś miejsce, to jesteśmy w stanie się tam zatrzymać na cały dzień. I nic nie robić. I dzieciaki mają tak samo. 

Alżbeta: Nie kierujemy się planem wycieczki, że trzeba gdzieś pędzić - jesteśmy na wakacjach i lubimy po prostu być na tych wakacjach, oglądać te wszystkie ciekawe miejsca. Nie raz właśnie się tak zdarzyło, że wypożyczaliśmy auto i jechaliśmy konkretnie zobaczyć dane miejsce, ale zobaczyliśmy na trasie np. w górach jakiś piękny widok, czy dobrą restaurację i zmieniliśmy plany. Zboczyliśmy z trasy, usiedliśmy na lunch  i stwierdziliśmy, że nie jedziemy dalej i cieszymy się tym miejscem. 

Rafał: Jak byłem dzieckiem i jeździłem palcem po mapie, to widziałem taką wyspę Jawa, która skojarzyła mi się z motocyklem. Mówię “to musi być niesamowite miejsce na końcu świata”.  Co ciekawe, jak byliśmy razem na Bali około 20 lat temu, podeszliśmy do jakieś budki, bo wtedy jeszcze tylu turystów nie było co teraz i poznaliśmy mężczyznę, który był później pierwszym i jedynym naszym znajomym na Facebooku. Wykupiliśmy u niego wycieczkę na Jawę, na jeden dzień. On nam pokazywał różne wycieczki, ale jak mu powiedzieliśmy, że chcemy wycieczkę na Jawę i to na jeden dzień, to spojrzał na nas z niedowierzaniem i zadał pytanie: „ jak to na jeden dzień?”. 

Alżbeta: Tak, wszyscy byli zdziwieni, że można tak polecieć jednego dnia daleko i wejść gdzieś tylko na wulkan, zobaczyć go i wrócić. My mamy dość szalone pomysły i jak już mamy szansę się widzieć, to się po prostu lubimy.

Rafał: Mam czasem takie pomysły, aby np. zrobić sobie kurs spadochronowy. 

Jak spędzicie najbliższe Święta Wielkanocne?

Alżbeta: Naszym marzeniem jest to, aby do świąt skończył się remont, który mamy właśnie w naszym domu. 

Rafał: To jest nierealne marzenie. 

Alżbieta: Zawsze organizujemy u nas święta i zawsze to powtarzam, że cieszę się, że tu też nadajemy na tych samych falach. Nie kłócimy się, jesteśmy bezproblemowi. Nasze mieszkanie jest takim neutralnym terytorium neutralnym, które nie tworzy żadnych rodzinnych spięć i jak przyjeżdżają najbliżsi, to wiedzą, że u nas jest spokój

 

 

 

reklama
Artykuł pochodzi z portalu klodzko24.eu. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo