Mistrz świata zastrzelony

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: FB Anna Zenl

Mistrz świata zastrzelony - Zdjęcie główne

Egist nigdy nie miał ogłowia i wędzidła w pysku, z Anna Zenl w siodle występował jedynie ze sznureczkiem na szyi. | foto FB Anna Zenl

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Na terenie padoków przy stajni w miejscowości Budzów Kolonia znaleziono rankiem w niedzielę, 16 sierpnia, martwego konia. Ktoś go zastrzelił. Zastrzelił dwukrotnego mistrza Świata w Jeździe Konnej bez Ogłowia, wartego 100 tys. euro.

 

Egist, wałach urodzony w 2004 r. z rodziców Cyprysa i Erendary, był wyszkolony do poziomu Grand Prix przez swoją właścicielkę Annę Zenl. Koń zdobywał liczne nagrody. Ze swoją właścicielką w siodle pięknie tańczył.

 

Między ujeżdżającą a wierzchowcem nawiązała się przyjaźń. Pani Anna kupiła Egista jako źrebaka, wychowywała go więc od małego. Nazywała swego ulubieńca pieszczotliwie Gumiś. Z nim jeździła nie tylko na zawody, ale także występowali razem i czarowali swymi pokazami na wielu imprezach. Ich przedstawienia nie były zwykłym pokazem jeździeckim - pani Anna często występowała w sukni balowej, a Egist był jej partnerem do tańca.

 

Kto strzelał do konia?

 

Wczesnym rankiem w niedzielę, 16 sierpnia, właściciel stajni odkrył zwłoki wierzchowca. Rana postrzałowa skierowała początkowo podejrzenia w stronę myśliwych z Koła Łowieckiego Wrzos, którzy polowali w ten weekend niedaleko.

 

- Prawdopodobnie myśliwy, być może nieumyślnie, podczas polowania postrzelił konia na pastwisku na terenie gminy Stoszowice - powiedziała nam w poniedziałkowy ranek komisarz Ilona Golec z Komendy Powiatowej Policji w Ząbkowicach Śląskich. - Policjanci zabezpieczyli książkę polowania, zwłoki konia zostały zabezpieczone do sekcji.

 

Łowczy z koła Wrzos stanowczo zaprzecza, jakoby któryś z jego kolegów mógł postrzelić konia.

 

- Prowadziliśmy polowanie, ale nie w bliskiej odległości od miejsca zdarzenia - mówi łowczy Jacek Pawłowski. - Miejsce to jest ogrodzone, od lat tam przebywają konie i my o tym od lat wiemy. Nikt z myśliwych tam się nie zapuszcza. Tam nawet nie ma zwierzyny, na którą my polujemy.

 

Aktualnie myśliwi prowadzą odstrzały dzików i saren oraz ich samców - kozłów rogaczy. Jak podkreśla Pawłowski, każdy strzał oddany do zwierzyny musi być odnotowany w książce wyjścia do łowiska. Książki polowań zostały zabezpieczone przez policję, która prowadzi dochodzenie w tej sprawie.

 

Najbliższa ambona myśliwska stoi ok. 400 m od miejsca zdarzenia, ale według łowczego w ten weekend żaden z myśliwych na nią nie wchodził.

 

- Jesteśmy spokojni, przyjmujemy hipotezę, że to zdarzenie było niezwiązane z łowiectwem - mówi łowczy Pawłowski. - Oglądałem to zwierzę razem z lekarzem weterynarii, który też jest myśliwym, i naszym zdaniem to nie mógł być strzał myśliwego. Rana nie pasuje do broni myśliwskiej. My też jesteśmy zainteresowani, żeby jak najszybciej wyjaśnić tę sprawę.

 

Strzał był słyszany ok. godz. 5.50. A chwilę wcześniej, ok. godz. 5.30, konie z innego gospodarstwa spłoszyły się. Jakby usłyszały jadący samochód. Czy ktoś celowo przyjechał tam, aby pozbawić Egista życia? Strzał prawdopodobnie został oddany z bliskiej odległości, co potwierdzi sekcja zwłok. Została ona wykonana we wtorek, 18 sierpnia, przez profesora weterynarii na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu. Nie udało nam się jeszcze dotrzeć do ustaleń posekcyjnych. Wiemy natomiast, że sekcja ma szanse ustalić dokładnie broń, z jakiej był oddany strzał, bo nabój prawdopodobnie był w ciele zwierzenia, nie było rany wylotowej.

 

Ktoś zaplanował zabicie Egista?

 

Jeśli nie myśliwi, to kto? A może właśnie sprawca wykorzystał to, że w niedalekiej odległości odbywa się polowanie i specjalnie tę porę wybrał na pozbawienie życia wierzchowca? Tylko dlaczego?

 

Aby strzelić do zwierzęcia, które znajdowało się na tym ogrodzonym terenie, i spowodować taka ranę być może sprawca wszedł na teren gospodarstwa. To oznaczałoby świadome działanie z premedytacją.

 

Śledczy apelują do wszystkich, którzy mogą mieć przydatne w tej sprawie informacje, o kontakt z policją.

 

Co grozi sprawcy?

 

- Postępowanie jest wszczęte w kierunku uśmiercenia zwierzęcia - mówi prokurator rejonowy Robert Fudali. I jednocześnie przyznaje, że po ustaleniu rzeczywistej wartości wierzchowca, do tego zarzutu może dołączyć zarzut o uszkodzenie mienia.

 

Koń oczywiście rzeczą nie jest, ale opisane w art. 288 kodeksu karnego czyny zabronione obejmują także zwierzęta (o ile nie stanowią one własności sprawcy). Typ kwalifikowany tego przestępstwa dotyczy mienia znacznej wartości, a sprawca podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.

 

Jeśli zaś chodzi o zarzut uśmiercenia konia, od 2018 r. za zabijanie, uśmiercanie lub znęcanie się nad zwierzętami sprawcy grożą 3, a nie jak wcześniej 2 lata pozbawienia wolności. Ustawa zakłada, że w razie skazania za przestępstwo zabicia lub znęcania się nad zwierzęciem, sąd będzie orzekał wobec sprawcy obligatoryjnie nawiązkę na cel związany z ochroną zwierząt. Jej wysokość kształtuje się od 1 tys. zł do nawet 100 tys. zł.

 

Ten tekst ukazał się w „Gazecie Ząbkowickiej” w czwartek, 20 sierpnia. A już jutro - w czwartek, 27 sierpnia, w „Gazecie Ząbkowickiej” nowe ustalenia w tej sprawie!

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE