Sąsiedzi mają z 46-latką problemy od lat.
- Kiedyś mnie opluła na ulicy - mówi pani Małgorzata. - Rok temu dwa tygodnie z nożem chodziła po ulicy. Teraz chodzi bez maseczki. Już my sami jej maseczkę w drzwi w kopercie włożyliśmy, żeby miała, ale dalej nie nosi.
Kobieta jest patologiczną zbieraczką. Znosiła do mieszkania kartony, śmieci, a nawet... elementy sanitarne, jak brodzik od prysznica. Nie płaciła rachunków, miała więc odłączony prąd i gaz. Wśród swoich łatwopalnych zdobyczy paliła papierosy i oświetlała sobie lokal świeczką. W końcu doszło do nieszczęścia. Wieczorem w niedzielę, 11 października, doszło w jej mieszkaniu do pożaru. Gasiło go siedem zastępów straży pożarnej, wodę do zajętego ogniem mieszkania lano przez okno.
- Do pierwszej w nocy stałam na dworze w samej piżamie i szlafroku - opowiada pani Małgorzata.
Gmina zapewniła mieszkańcom kamienicy lokum w hotelu, a lokatorce, u której wybuchł pożar - od razu mieszkanie zastępcze, w samym Rynku.
- Ona już zalała to nowe mieszkanie - mówi mieszkanka budynku przy ul. Bohaterów Getta.
Mieszkańcy tego pożaru obawiali się od miesięcy. Już w czerwcu alarmowali miejskich urzędników, że zbieractwo ich sąsiadki stanowi dla nich zagrożenie. We wrześniu otrzymali odpowiedź, że pracownicy Zakładu Gospodarki Komunalnej wraz ze strażnikami miejskimi próbowali się skontaktować z kobietą, ale jej nie zastali. Napisali więc do niej list z nakazem posprzątania lokalu.
Sąsiedzi próbowali też interweniować w prokuraturze, ale w sierpniu prokurator odmówił wszczęcia postępowania. Sprawa pożaru jeszcze do prokuratury nie dotarła. Jak mówi nam aspirant Katarzyna Mazurek z ząbkowickiej policji - została ona przekazana dzielnicowemu.
Policja uznała, że pożar nie zagrażał życiu i zdrowiu ludzi, ani mieniu wielkiej wartości.
- A my mamy zdewastowane mieszkania, musimy od nowa kłaść instalację gazową, mam też drzwi wejściowe do wymiany, a tylko to to koło tysiąca złotych - mówi pani Małgorzata.
Policja wstępnie ustaliła, że do pożaru doszło na skutek nieostrożnego obchodzenia się z ogniem, a konkretnie ze świeczką. Ale skąd twierdzenie, że pożar nie zagrażał mieszkańcom i ich mieniu? Na pewno nie od strażaków.
- Państwowa Straż Pożarna nie ustala przyczyn i okoliczności powstawania pożarów, jest to ustawowy obowiązek policji - mówi kapitan Bartłomiej Zarzycki, Komendant Powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Ząbkowicach Śląskich. - Poza tym w sporządzanym przez nas meldunku ze zdarzenia w żadnym jego fragmencie nie stwierdzono, że pożar ten nie stanowił zagrożenia dla życia i zdrowia oraz mienia znacznej wartości, jak i również dokument ten nie został nikomu przekazywany. To nie są nasze kompetencje.