Nepal to bardzo odległa część świata położona w środkowej części Himalajów. Skąd pomysł, aby udać się właśnie tam?
6 lat temu byłam już w Azji, a konkretnie w Tajlandii i Kambodży, ale nie organizowałam tego sama i nie byłam sama. Do Nepalu poleciałam zupełnie sama. W pewnym sensie dzięki podróży do Bangkoku wszystko się zaczęło i była ona zalążkiem marzeń o Nepalu i Himalajach. Lecieliśmy katarskimi liniami i transfer był na lotnisku w Doha, gdzie spędziliśmy kilka godzin w oczekiwaniu na samolot do Bangkoku. Przypadkiem (a może nie) przechodziłam obok dwóch Polaków, którzy rozmawiali o swojej podróży właśnie do Katmandu (stolica Nepalu) i też mieli transfer w Doha. Cofnęłam się dyskretnie i zapytałam o ich podróż. Po tej rozmowie, lecąc nad Nepalem zaczęłam o marzyć o nim. Drugą przyczyną byli znajomi, którzy byli w Nepalu z pewnym bardzo sympatycznym przewodnikiem. Nazywa się Sital Dhakal (mam pozwolenie na użycie nazwiska haha). Pewnego dnia napisał do mnie, że zaprasza w Himalaje i wysłał przepiękne zdjęcia z Everest Base Camp i w ten sposób zaczęła się Nasza znajomość. Wprawdzie początkowo byłam mało aktywna i nieufna w tych rozmowach i przez dwa lata rzadko i zdawkowo odpisywałam. Ale kiedyś wracając z Tatr, coś sprawiło, że zaczęłam pisać do niego częściej i nabierać odwagi. Nie mam pojęcia jak to się stało i co się stało. To był bardzo dziwny proces.
Ile trwała Twoja podróż?
Można powiedzieć, że nadal trwa. W samym Nepalu byłam prawie miesiąc, ale przygotowania sprawiły, że już żyłam tą przygodą długo, długo przed, a aktualnie bywam w Nepalu pisząc ten tekst, przygotowując się do kilku eventów podróżniczych, na które zostałam zaproszona, przeglądając zdjęcia, czy rozmawiając z Sitalem i pomagając mu w jego pracy przewodnika.
W jaki sposób przygotowywałaś się do wyjazdu?
W zależności od etapu wyglądało to różnie. Część pieniędzy miałam, bo, zbierałam skrupulatnie na zmianę auta, odmawiając sobie ubrań, kosmetyków i innych tego typu rzeczy, co wyszło mi na bardzo dobre, bo w końcu przestałam tego potrzebować. Niestety nie była to wystarczająca kwota i musiałam jeszcze pożyczyć. No i auta też nie zmienię póki co. Starałam się przypominać sobie angielski, który wprawdzie trochę znałam, ale sporo go uleciało poprzez brak kontaktu z tym językiem. Z braku czasu moja nauka polegała głównie na słuchaniu w samochodzie bajek i Ajahna Brahma po angielsku oraz rozmowami na videochacie z Sitalem. Pod koniec 2020 roku zaczęłam rozglądać się za biletami lotniczymi i kompletować wszystko, co jest potrzebne w wysokich górach. Wiele z tych rzeczy już posiadałam, więc wystarczyło coś dokupić i zacząć pakować. Niestety niespokojna sytuacja pandemii, pokrzyżowała mi plany. Ale w styczniu, mając już pewność, że pandemia tak naprawdę nigdy się nie skończy, kupiłam bilety na luty. I pozostała już tylko obawa o wizę i wynik testu PCR, wymaganego przez linie lotnicze i nepalski rząd.
Co ze sobą zabrałaś i jak długo się pakowałaś?
Głównym problemem pakowania była potrzeba ograniczenie wagi i rozmiaru bagażu. Więc w grudniu, kiedy był pierwotnie wylot, zaczęłam się pakować. Przepakowywałam swoją torbę i plecak dość często, a jak już wiedziałam, że lecę w lutym, to jeszcze cały ten czas kombinowałam jak ten bagaż „odchudzić”. Dlatego, jeżeli ktoś nie lubi stać się na chwilę „minimalistą” i musi mieć dużo rzeczy ze sobą, to raczej powinien sobie odpuścić Himalaje, albo musi wynająć tragarza. Mnie nie było stać na taki luksus haha. Ale też nie miałam takiej potrzeby. Lubię wyzwania, a minimalistyczne życie to ogromne wyzwanie.
Najważniejsze do spakowania były oczywiście bielizna, odzież górska, niezbędne w górach przedmioty oraz mini-kosmetyki i to bardzo mało (właściwie miałam tylko mydło, olej kokosowy w małym pojemniku, szczoteczkę, mini-pastę, krem z filtrem i pomadkę ochronną). Niezbędna też jest mała apteczka. Zabrałam dwie pary butów, cięższe górskie na nogach i lekkie sportowe do torby. Warto wziąć power-banka, który niejednokrotnie się przydał w górach i w campach, w których albo nie było prądu w gniazdkach, albo nie pasowała wtyczka. Udało się zmieścić kilka tabliczek gorzkiej czekolady i mały statyw na telefon.
Marzyłaś o wyprawie w Himalaje?
Ostatnio trafiłam w internecie na piękny tekst - „Każdy ma to, na co się odważy” Kilka lat zbierałam tą odwagę i tylko marzyłam o Himalajach, ale cały czas miałam w głowie myśli typu „nie stać Cię, nie masz kasy”, „nie wiesz jak to zrobić”, „nie znasz dobrze języka”, „to bardzo skomplikowane przedsięwzięcie”itp. Okazuje się, że tylko Nasze myśli Nas ograniczają. My sami powodujemy, że tracimy wiarę w marzenia. Nikt i nic innego. A mnie spotkało dużo więcej pięknych doświadczeń i nawet ponad te, o których nawet nie wiedziałam jak marzyć. To były doświadczenia i przygody z miejsc w Himalajach, o których turyści nie wiedzą lub z nepalskiej wioski w górach, w której mieszkałam kilka dni, co też rzadko jest możliwe dla turysty. Ale to historia na osobny wywiad.
Opowiedz jak wyglądają Himalaje z bliska, jakie uczucia i emocje towarzyszyły Ci kiedy były obok?
Nieskromnie powiem, że czułam się nieprzeciętnie w Himalajach. Po pierwsze - poprzez pandemię najczęściej byłam jedynym turystą zarówno na szlakach, jak i w hotelach i campach. Nepalczycy, którzy, mają hoteliki i/lub restauracje, i którzy od roku nie mają dochodów, badali mnie wdzięcznym i pełnym nadziei wzrokiem i z ogromnym zainteresowaniem pytali skąd jestem. Po drugie kiedy wędrowałam po pustych himalajskich szlakach, co trwało 11 dni, czułam się naprawdę wyjątkowo i zastanawiałam się, czym sobie na to zasłużyłam. To niezwykłe uczucie. W 10 dniu zdobyłam mój najwyższy punkt Mardi Base Camp, który jest na wysokości 4500 m.n.p.m. Ciężko wyrazić uczucia i emocje, które mi towarzyszyły w tym dniu. Od zawsze kochałam góry, biegiem i spacerkiem, nocą, dniem, ale dopiero w Himalajach okazało się jak bardzo mocno. Nasz szlak wiódł ostrą i często niebezpieczną granią. Świadomość wysokości na jakiej jestem, widok na białe ogromne szczyty m.in. Annapurna (7219) i Fishtail (6993) i wąska dróżka, gdzie po jednej stronie ma się stromą przepaść zimową, a po drugiej - wiosenną o łagodniejszym nachyleniu, sprawiły, że czułam się z jednej strony malutka i bezradna, a z drugiej wypełniona tak ogromną wdzięcznością za to doświadczenie, tak ogromna przez to, że obdarowałabym tym uczuciem chyba cały świat. I ta cisza, która naprawia duszę. Tak, to była wdzięczność – nie do opisania.
Nepal to jednak nie tylko góry. Zwiedziłaś także liczne zabytki, świątynie. Co oczarowało Cię w tych budowlach? Kto towarzyszył Ci w podróży?
Zacznę od towarzysza, którym oczywiście był Sital. Tak więc towarzysza i przewodnika już miałam. I nie – nie bałam się jechać sama. Przyznam szczerze, że to była dobra decyzja. Trochę znam się na ludziach i bez obaw uznałam, że to dobry człowiek. Bez niego nie poznałabym Nepalu, nie wiedziałabym co warto zobaczyć, gdzie i jak to zaplanować, na ile, czym najlepiej dojechać i całej kopalni ważnych szczegółów. To bardzo cenne informacje w planowaniu takiej podróży. I nie trafiłabym pewnie do miasteczka, które mnie niesamowicie ujęło. To właśnie w Bhaktapur można zobaczyć przecudowne świątynie hinduskie i buddyjskie oraz stupy buddyjskie, które zniszczone przez bardzo mocne trzęsienie ziemi w 2015 roku (o mocy 7,8 sk R., gdzie zginęło ok 7 tys ludzi) i powoli dosłownie ręcznie odbudowywane, odzyskały niesamowite piękno i blask. W Kathmandu również udało mi się obejrzeć główne kompleksy świątynne i stupy. Wszystkie te budowle mają w sobie coś niezwykłego, coś nieprzeciętnego, coś jakby duszę. Ich magię czuć w każdym szczególe, który dopracowany fachową dłonią budowniczego, mówi „podejdź bliżej, usiądź i nie bój się”. Czułam przy tych cudach architektury tez ogromny respekt, bo widziałam, że przy ich odbudowie bardzo ciężką pracę wykonują kobiety, które na równi z mężczyznami nosiły kosze cegieł i murowały. Zresztą widziałam również jak w górach budowały kamienne schody i wykonywały wiele odważnych czynności. Dla Nas to coś niebywałego, a w Nepalu jest zupełnie normalne.
Jacy są mieszkańcy Nepalu? Jak Cię przyjęli?
Nepal jest krajem „trzeciego świata”, ze względu na słaby rozwój gospodarczy i spory procent ludzi ubogich w stosunku do „bogatych”. Jednak ja uważam, że ich mentalność i kultura nie wymagają i nie potrzebują zmian. To bardzo kolorowa i bogata w optymizm bieda. Bieda poczciwa i czasem zawadiacka. My turyści z całego świata zepsuliśmy Nepalczyków i Nepal. Minimalna wiedza na temat ekologii doprowadza do katastrofy ekologicznej w Nepalu. Ale to my przywieźliśmy plastik i modę na tandetne ciuchy oraz nic nie warte żarcie. My przywieźliśmy wielkie ego, wymagania, przekonanie o naszej wielkości i o ważności pieniądza, a nawet czasem chamstwo.
Dlatego jest spora różnica pomiędzy Nepalczykami np. w Katmandu, a tymi w górach. Wolę tych w górach :) Nepalczycy, żyjący w górach to ludzie cudowni w swojej prostocie, bardzo życzliwi i serdeczni w kontakcie. A wszystko dzięki temu, że nie mają kontaktu z turystami i obcokrajowcami.
Jak wygląda ich codzienne życie, kultura, zwyczaje?
Ludzie w górach żyją w niesamowitej zgodzie i symbiozie z naturą i tylko i wyłącznie nalot „cywilizacji plastiku” zaczyna to niszczyć. Wewnętrznie pomagają sobie nawzajem, znają tajemnicę wspólnoty, współzależności i wartość dobrych relacji. My mamy swoje szczelne domy z wysokimi płotami, hermetyczne światy, szpitale, swoje skryte życie i problemy. Oni często się spotykają, odwiedzają się, rozmawiają, pomagają sobie, bo wiedzą, że nigdzie indziej tej pomocy nie dostaną. Mają zawsze czas dla siebie, bo nie biegną do pracy, na zakupy, do lekarza, do kosmetyczki, do szkoły na zebranie ;). Są to zdrowe i piękne relacje oraz cudowne naturalne „slow life”. Zyją z tego, co im daje ziemia i dlatego, że im to daje. A są to głównie uprawy ryżu, ziemniaków i ogródków warzywnych Te pola i ogrody ułożone w piękne schodki w górach i pasące się bawoły i kozy to obraz niezwykłej nepalskiej wioski. Jeśli chodzi o religię, to przeważa tu hinduizm ok 80 %, na drugim miejscu jest buddyzm ok 8 %. Jednymi z ciekawych aspektów kulturowych i religijnych są tu nadal jeszcze popularne aranżowane małżeństwa i zakaz publicznego okazywania uczuć. Kultura i zwyczaje w Nepalu to jest kolejny temat rzeka, więc ciężko to streścić.
Istotną częścią podróży są doznania smakowe. Co jadłaś podczas podróży, jakie dania narodowe ma Nepal i co smakowało Ci najbardziej?
Jedynym smakiem jaki mi już nawet w Polsce zaczął towarzyszyć, jest ostra przyprawa masala, którą przyprawiane jest tam prawie wszystko. Oczywiście przywiozłam ją i zaczęłam z umiarem stosować, bo się w niej zakochałam. Narodowa potrawa Nepalu to Dalbhat. Gdzie Dal to zupa z soczewicy – oczywiście ostra i Bhat – gotowany lub parowany ryż. Do tego podawane jest mięso (drobiowe lub wołowe) duszone oraz warzywa grillowane i/lub ziemniaki – oczywiście wszystko również ostre. Musiałam się do tej opcji przyzwyczaić, bo była najtańsza. Zrobienie specjalnie małej ilości mniej ostrej było niemożliwe, więc nie miałam wyboru. Na deser lub na kolację jadłam często rice pudding albo bananowe naleśniki ewentualnie same owoce (malutkie pyszne banany, mandarynki i papaję).
Podczas podróży zdarzały Ci się dni bez dostępu do internetu? Czy taki reset w dzisiejszych czasach był dobry?
Często nie miałam internetu lub nie było na niego czasu. Pierwszy powód dodatkowa opłata za niego w niektórych campach w górach. A ja miałam bardzo ograniczony budżet. Generalnie możliwość korzystania z internetu była tylko tam, gdzie był nocleg. Ale tam dochodziło się późnym popołudniem lub wieczorem i wychodziło się wcześnie rano, więc czas na internet był bardzo ograniczony. Reset? – tak, to by się każdemu z nas przydało. Internet stał się nieodzowną częścią naszego życia – to smutne trochę, bo niszczy ciszę i spokój w naszym umyśle i upośledza mocno duszę. Ale to tylko moje skromne zdanie. Sama staram się walczyć z tym uzależnieniem i powoli mi się udaje. Ale ze względu nie specyfikę mojej pracy niestety niemożliwe jest kompletne odcięcie.
I przede wszystkim powiedz czy bliscy nie martwili się, gdy nie mieli z Tobą kontaktu?
Przeważnie było tak, że wiedziałam wcześniej, że mogę mieć trudności z internetem i informowałam bliskich o tym. Więc nie było problemu.
I na koniec. Gdzie planujesz kolejną podróż?
Generalnie moim marzeniem jest cała Azja, ale póki co prawdopodobnie wrócę do Nepalu, bo mam pewien pomysł, który narodził się w mojej głowie, jak zwiedzałam Bhaktapur i muszę sprawdzić, czy ma szansę wypalić.
źródło: Wywiad pochodzi z magazynu "Kobiecym Okiem"
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.