„Jak się pisze miłość" to Pani ósma powieść, tak? W czym jest ona inna od wcześniejszych?
Tak, to moja ósma wydana książka. Różni się na pewno tym, że jest skategoryzowana jako „komedia romantyczna". W moich poprzednich powieściach zdarzały się zabawne momenty, ale nigdy nie były to wiodące punkty fabuły. Od jakiegoś czasu pragnęłam stworzyć taką historię, a zwłaszcza w klimacie świątecznym, bo to też daje duże pole do popisu, i w końcu się udało!
„Jak się pisze miłość" to opowieść o Laurze Morawskiej, która jest... pisarką. No dobrze, pewnie Pani się spodziewa tego pytania, ale je zadam: Na ile Laura to Kinga Tatkowska?
Jeśli chodzi o aspekt pisarski, to można przyznać, że Laura to prawie stuprocentowa Kinga Tatkowska (śmiech - przyp. red.). Moja bohaterka przytacza „etapy powstawania książki" i całkowicie się pod tymi etapami podpisuję, są wyjęte prosto z mojego życia - mój mąż i siostra mogą to potwierdzić (śmiech - przyp. red.). Co ciekawe, Laura notorycznie spóźnia się z oddaniem gotowych książek i wydawczyni musi ją popędzać, ja jeszcze nigdy nie prosiłam wydawnictwa o przedłużenie terminu, a w trakcie pracy nad „Jak się pisze miłość" był ten pierwszy raz! Więc to chyba prawda, że nie tylko bohaterowie mają coś z autorów, ale także autorzy w realnym życiu przejmują pewne cechy swoich bohaterów.
Jeśli jednak spojrzeć na życie prywatne mojej głównej bohaterki, to także przemyciłam trochę „siebie", ale takich szalonych przygód, jakie jej zafundowałam, to sama nie miałam! (śmiech - przyp. red.)
Czytałam recenzje Pani najnowszej książki i są one bardzo dobre. Czytelniczki przede wszystkim podkreślają to, że powieść jest przezabawna. Trudno pisze się komedie?
Na pozór wydaje się to prostą robotą, prawda? Komedia musi być lekka, przyjemna, zabawna. I taka właśnie powinna być dla Czytelników. Ale im dalej „siedziałam" w tej historii, to utwierdzałam się w przekonaniu, że napisać komedię jest wyjątkowo ciężko. Nie mamy przecież takiego samego poczucia humoru. Nie zawsze coś, co rozśmiesza mnie, może równocześnie rozśmieszyć drugą osobę - może się zdarzyć tak, że odbiorca będzie wręcz zażenowany rozwojem zdarzeń. I właśnie tego się najbardziej obawiałam - że nie będę potrafiła rozbawić Czytelników.
Jednak kiedy pojawiły się już pierwsze recenzje, i w każdej kolejnej pisano: „tyle śmiechu dawno nie miałam", „najlepsza komedia romantyczna, jaką przeczytałam", „śmiałam się do łez", i wiele, wiele innych, to mogłam odetchnąć z ulgą i przybić sobie piątkę, że mi się udało.
Jak „powstaje" główny bohater?
Na pewno nie jest tak, że jak zasiadam do pisania nowej książki, to ten bohater jest już „gotowy". On tworzy się powoli. Początkowo mam o nim jakieś szczątkowe informacje - może to być zawód, który wykonuje, jakaś cecha szczególna, albo wydarzenie, w które zostaje wplątany. To naprawdę może być cokolwiek. I potem, z biegiem fabuły, „dodaję" mu kolejne części, żeby finalnie mógł powstać z niego prawdziwy bohater.
W przypadku Laury, na samym początku wiedziałam, że będzie pisarką - lekko roztrzepaną, zwariowaną, szykującą się do ekranizacji swojej książki. Ale dopiero z czasem okazuje się, że pod tym płaszczykiem „wariactwa" skrywa się także kobieta, która zmaga się z niskim poczuciem własnej wartości i która marzy o wielkiej miłości i swoim szczęśliwym zakończeniu.
Czy Pani książki zawsze mają szczęśliwe zakończenie? Dlaczego?
Podobno w swoich powieściach daję bohaterom tak ostro w kość, zawsze na którymś etapie pojawia się jakiś plot twist, że już na końcu, po tych wszystkich przeciwnościach losu, należy im się szczęśliwe zakończenie (śmiech - przyp. red.). Chociaż w jednej z moich książek - „Przezroczyste skrzydła" - dałam Czytelnikom wybór, były dwa zakończenia, jedno szczęśliwe, a drugie... niekoniecznie.
A teraz jestem na etapie pisania ostatniego tomu serii „Oszukany czas" i... chyba już krystalizuje mi się zakończenie. Jestem bardzo ciekawa, co na to moje Czytelniczki, a to okaże się już w przyszłym roku.
Nie korci Pani czasem, żeby uśmiercić głównego bohatera?
Bardzo mnie korci! (śmiech - przyp. red.). W jednej książce uśmierciłam postać drugoplanową - dodam, że nie był to dość pozytywny bohater - i wzbudziłam tym tyle emocji wśród Czytelniczek (pozdrawiam, Wiki!), że było to dla mnie bardzo zaskakujące. Może to powtórzę...
Gdy rozmawiałyśmy ostatnio, zdradziła Pani, że w głowie ma dwie książki: thriller psychologiczny i historię rozgrywającą się w Złotym Stoku. Kiedy możemy się ich spodziewać?
Tak, te dwie książki na pewno mam w planie. Wydaje mi się, że thriller psychologiczny pojawi się na początku 2025 roku, a jeśli chodzi o historię rozgrywającą się w Złotym Stoku, to trzeba będzie na nią poczekać trochę dłużej.
Teraz, szczególnie na te chłodniejsze miesiące, polecam „Jak się pisze miłość". Życzę romantycznej i pełnej humoru lektury!
Dziękuję za rozmowę.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.